09.2014

Jedz, módl się, kochaj – sposoby na życie

Pamiętasz taki dobrze wykreowany marketingowo film i książkę – Jedz, módl się i kochaj? Bohaterka szukała w nim sensu w trzech tytułowych dziedzinach – próbowała się w nich odnaleźć. Jadła – we Włoszech, modliła się w Tybecie i w końcu się zakochała – w mężczyźnie ;). Wszystko dobrze tylko trzeba pamiętać, że brak umiaru w tych dziedzinach sprawia: po jedzeniu – masz otyłość, po modlitwie – oderwanie od rzeczywistości, a po miłości – rozwód 😉 czyli jak znaleźć w tym wszystkim sens? Czy jest tam lub gdzieś indziej?

Sens życia można podsumować krótko – robisz to, co w danej chwili jest przed Tobą, najlepiej jak potrafisz i wciąż sprawdzasz czy Ci to pasuje i daje szczęście. Jak tak jest, to bardzo dobrze, rób tak dalej. Jeśli jednak to co robisz nie daje Ci już szczęścia, idź do następnej rzeczy, którą znów będziesz robić najlepiej jak potrafisz i będzie Ci to dawało prawdziwe szczęście.

Nie żyjemy po to, aby cały czas robić tylko coś jednego – „urodziłem się w rodzinie szewców, to też i będę szewcem, moje dzieci i wnuki również”. Nie, szewc może zostać muzykiem (najłatwiej pewnie perkusistą ;)) a w czasie swojego życia może zmieniać swoje nastawienie i cele życiowe wielokrotnie – i o to chodzi. Żyjemy po to, aby zaznawać szczęścia w tu i teraz – w tej chwili i w tym miejscu – jakie to okoliczności jest sprawą drugorzędną. To, że dziś szczęście nam daje kanapka z szynką nie oznacza, że jutro dalej będziemy mogli na nią patrzeć, bo może tylko szpinak lub wegańskie jedzenie będzie nas kręcić. To, że dziś hołduję takiej modzie nie oznacza, że jutro muszę być jej zwolennikiem. Życie na Ziemi jest niesamowite, bo oferuje naprawdę potężny wachlarz możliwości.

Odkryła to bohaterka wspomnianego na początku filmu. Oczywiście przesłodzona opowieść luźno określa, co jest w życiu istotne i że to „miłość rządzi”, bo dopiero w tym przypadku poczuła się szczęśliwa. Moim zdaniem szczęście można mieć w każdej sytuacji, bo szczęście to umiejętność postrzegania, oceniania, umiejętności bycia tu i teraz i… po prostu nawyk. Nieszczęśliwi jesteśmy tylko dlatego, że obawiamy się podświadomie, że nie będzie na nas czekać nic lepszego niż to, co mamy obecnie i że jesteśmy skazani na obecne warunki, które nas spotkały…, że wchodząc w coś i przywiązując się do jednej rzeczy lub osoby, tracimy całą resztę… nasze poczucie, dążenie do wolności jest zagrożone… pojawia się strach, który nie pozwala wejść w pełni w tę sytuację, przerobić ją i zostać lub iść dalej, pojawia się blokada i zostajemy w miejscu… nie pozwalamy życiu płynąć, powstaje zator… Tak się niestety dzieje w wielu przypadkach w pracy lub w związkach…

Uups. Tutaj ruszyłem temat, który może być dość trudny, ale podejmę… Związki, które w większości przypadków nie są po to, aby było nam dobrze i abyśmy tworzyli szczęśliwą parę, rodzinę, komórkę społeczną – jak to nam próbują wkręcić rozmaici świeccy i duchowi eksperci. Związki, w znakomitej większości są po to, aby uczyć się siebie nawzajem, aby poznawać swoją wersję siebie w związku z takim, a nie innym partnerem. Doświadczać siebie w związku z kimś/czymś. Co więcej, prawie każdy związek nie ma być wieczny i docelowy (choć mogą trwać lata, dekady czy wręcz wcielenia). „Tak, jestem samiec i dlatego piszę takie pierdoły” – pomyśli niejedna z was, ale pomyśl sama… Czy od razu trafiasz na tego właściwego, z którym chcesz założyć rodzinę? Ile wcześniej musiałaś doświadczyć „miłosnych uniesień” zanim zrozumiałaś pewne rzeczy i byłaś w stanie stworzyć stabilny związek? A i czy ta stabilność nie rozmywa się po jakimś czasie? Czy nie zaczynasz się nudzić z partnerem? Czy nie jesteście ze sobą tylko dlatego, że jest wygodnie i się przyzwyczailiście? Albo nie widzisz innych możliwości? Wiele małżeństw tkwi w czymś, co funkcjonuje „tak sobie”, ale nie zmieni nic, bo… co sąsiedzi pomyślą lub rodzina powie, albo nie wiadomo, co dalej, albo ekonomicznie się nie opłaca… Życie stygnie, mogłoby się ono przejawić jeszcze na wielu innych płaszczyznach, mogłoby znów zatętnić w żyłach, dać radość i pasję…, ale nie, tkwimy w związku, którego właściwie już nie ma… Jest układ, ekonomia i polityka… Związek – jak sama nazwa wskazuje, albo jest wspaniałą unią dwóch bijących wspólnym rytmem serc albo wiążącym i dusznym więźniem, gdzie partnerzy są na siebie skazani….  Surowa ocena? Może tak ale to dlatego, że nie widzę dokoła siebie zbyt wielu szczęśliwych, świadomych par… raczej ofiary polityki prorodzinnej rozmaitych instytucji, czy po prostu rzeczywistości… Mało jest wolnych ludzi, którzy sami decydują o swoim losie…

Zauważyłeś, że nie ma filmów o tym jak żyją pary szczęśliwe? O szczęśliwej, spełnionej miłości? Taka miłość się bardzo rzadko zdarza. Na tyle nieczęsto, że nie ma na to klientów, ludzie by tego nie rozumieli. Czują proces zakochiwania się, pożądania, ale nie szczęśliwego życia… Tak jakby społeczeństwu nie byli potrzebni szczęśliwi, stabilnie kochający się ludzie tylko poranieni poszukiwacze… Marchewką jest szczęśliwy związek, celem poszukiwanie partnera i prawdziwej miłości…, ale… dlaczego szukasz miłości? Szukanie pokazuje, że nie masz i wzmacnia Twój brak miłości… bądź szczęśliwy i zakochany w życiu, w samym sobie a partnerka znajdzie się bardzo szybko.

Uff trochę zamuliłem tym tematem, a tekst miał być lekki. Chodzi mi o to, aby być jak najbardziej tym, co się robi i czerpać z tego szczęście, zadowolenie. Aby nie potępiać się za to, co akurat teraz robimy i w jakiej sytuacji się znajdujemy, bo to właśnie to ocenianie nam głównie szkodzi – samoocena naszej obecnej sytuacji. Nawet, jeśli teraz się przyłapiesz na tym, że pękasz z obżarstwa, mieszkasz w domu, mieście czy warunkach, które Ci już nie odpowiadają, rozmodliłeś się tak, że wydaje Ci się, że jesteś aniołem i tylko jakimś dziwnym zrządzeniem losu tkwisz na tym łez padole albo zaangażowałeś się w związek, który, jak był piękny na początku, tak teraz Cię dusi, to i tak – uśmiechnij się do tego, zauważ to i… podziękuj sobie, że to współtworzyłeś(aś). Jak to zrobisz, to obejmiesz to swoją odpowiedzialnością, wejdziesz też w posiadanie klucza do zmiany każdej sytuacji – „skoro ja ją stworzyłem, to i ja mogę ją zmienić”. Wystarczy ją zauważyć, zaakceptować i otworzyć się na nowe… życiowe przygody. Czego Tobie i sobie życzę.

 

Pozdrawiam serdecznie

Krzysztof Kina

Dziel się dobrym
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
  •  
Close
Close